Siedem porażek z rzędu. Piętnaste miejsce w tabeli. Jeden punkt przewagi nad strefą spadkową. GKS Tychy, który przed sezonem typowany był jako jeden z kandydatów do awansu do Ekstraklasy, przeżywa najczarniejszy okres w ostatnich latach. Niedzielna porażka 1:3 z ŁKS-em Łódź na wyjeździe była kolejnym bolesnym rozdziałem w historii zespołu, który zamiast walczyć o czołowe lokaty, musi spoglądać w dół tabeli z rosnącym niepokojem. Mecz, który miał być szansą na przełamanie fatalnej passy, zamienił się w kolejne rozczarowanie, symbolizowane przez samobójczego gola Juliana Kaiblingera w 67. minucie.
Pretendenci do awansu walczą teraz o przetrwanie
Starcie GKS Tychy z ŁKS-em Łódź przed sezonem zapowiadało się jako pojedynek dwóch pretendentów do bezpośredniego awansu. Rzeczywistość pierwszoligowa okazała się jednak brutalna dla obu ekip. Po jedenastu kolejkach żaden z klubów nie myślał już o szturmie na Ekstraklasę, lecz o elementarnym wyjściu z kryzysu. Dla tyszan mecz na stadionie im. Władysława Króla miał być kluczowym testem charakteru i okazją do zatrzymania lawiny porażek, która pogrzebała przedsezonowe ambicje.
Tyszanie przystępowali do meczu z bagażem sześciu przegranych z rzędu, podczas gdy ŁKS nie potrafił wygrać od pięciu spotkań. Oba zespoły potrzebowały zwycięstwa nie tylko dla punktów, ale przede wszystkim dla odbudowy nadszarpniętego morale.
Defensywna katastrofa odsłoniła chroniczny problem
Pierwsza bramka dla ŁKS-u w 41. minucie obnażyła fundamentalny problem, który prześladuje GKS Tychy przez cały sezon. Przy dalekim wrzucie z autu w wykonaniu Michała Mokrzyckiego piłkę w polu karnym przedłużył głową Artur Craciun. Bastien Toma, szwajcarski pomocnik gospodarzy, znalazł się w idealnej pozycji na 15. metrze – zupełnie niepilnowany przez defensywę gości. Uderzenie z woleja było techniczne i precyzyjne, piłka wpadła w okienko bramki Weeksela, dając Tomie pierwszego gola w Betclic 1 Lidze.
Tyszanie po raz kolejny udowodnili, że przy stałych fragmentach gry ich formacja defensywna traci orientację i pozostawia kluczowych zawodników rywali bez krycia. Problem ten nie był nowy – powtarzał się w poprzednich meczach, ale ani trener, ani piłkarze nie potrafili go wyeliminować.
Gospodarze kontrolowali pierwsze 45 minut, zmuszając bramkarza Weeksela do interwencji już w 3. i 7. minucie. W jednej z sytuacji od straty gola tyszan uratowała tylko poprzeczka. GKS stworzył pojedyncze zagrożenie w 25. minucie, gdy z 16 metrów ładnie uderzył Marcel Błachewicz, ale to było za mało, by zagrozić łodzianom.
Kądzior dał iskierkę nadziei, która zgasła w trzy minuty
Druga połowa przyniosła chwilowe przebudzenie tyszan. Wejście na boisko Damiana Kądziora w 46. minucie ożywiło ofensywę gości – pomocnik od razu włączył się w akcje, kreując sytuacje dla kolegów. W 57. minucie Tobiasz Kubik miał doskonałą okazję do zdobycia bramki, ale skutecznie obronił Aleksander Bobek, młodzieżowy reprezentant Polski.
Przewaga GKS Tychy w tym fragmencie meczu była wyraźna i w 64. minucie przyniosła efekt. Po rzucie rożnym głową na bramkę strzelił Kasjan Lipkowski. Łodzianie wybili piłkę z linii bramkowej, ale przy dobitce Tecław był już bezlitosny – 1:1. Przez kilka minut na stadionie w Łodzi zapanowała nadzieja, że tyszanie w końcu przełamią fatalną passę.
Radość trwała dokładnie trzy minuty. W 67. minucie, po dośrodkowaniu Bastiena Tomy w pole bramkowe, Julian Kaiblinger fatalnie skiksował i wbił piłkę do własnej bramki z bliskiej odległości. Samobójczy gol był nie tylko technicznym błędem, ale symbolem załamania psychicznego zespołu, który nie potrafi utrzymać korzystnego wyniku.
Kaiblinger wbił gwóźdź do trumny własnych nadziei
Austriacki obrońca, który miał być jednym z filarów defensywy, w kluczowym momencie stracił koncentrację. Dośrodkowanie Tomy nie należało do szczególnie trudnych do obsłużenia, ale zamiast wybić piłkę na bezpieczne pole lub przeszkodzić rywalowi, Kaiblinger skierował ją wprost do własnej siatki. Reakcja drużyny na tę stratę odsłoniła kolejny problem tyszan – brak mentalnej odporności. Podczas gdy ŁKS po utracie wyrównującej bramki zareagował jak zespół z charakterem, GKS runął psychicznie.
Cztery minuty po samobójczym golu, w 71. minucie, ŁKS przypieczętował swoje zwycięstwo. Mateusz Lewandowski oddał strzał lewą nogą, Wechsel odbił piłkę, ale niekryty Jasper Löffelsend dopełnił formalności, umieszczając futbolówkę w siatce z kilku metrów – 3:1. Tyszanie nie potrafili już zareagować. W końcówce meczu groźny strzał oddał jeszcze Tecław, ale Aleksander Bobek po raz kolejny popisał się skuteczną interwencją, odbijając piłkę na rzut rożny.
Mecz przed 7048 widzami zakończył się zasłużonym zwycięstwem gospodarzy, którzy udowodnili, że na własnym stadionie pozostają nie do pokonania w tym sezonie.
Piętnaste miejsce i widmo walki o utrzymanie
Po dwunastu kolejkach GKS Tychy zajmuje 15. miejsce w tabeli Betclic 1 Ligi z dorobkiem zaledwie jedenastu punktów. To oznacza, że zespół znajduje się już tylko jeden punkt nad strefą spadkową, co jeszcze kilka tygodni temu wydawało się niemożliwym scenariuszem dla klubu z tak wysokimi ambicjami. Seria siedmiu porażek z rzędu, wliczając rozgrywki ligowe i Puchar Polski, stawiają pytanie nie o awans, lecz o utrzymanie się w drugiej lidze.
Powtarzające się błędy defensywne przy stałych fragmentach gry, brak krycia kluczowych zawodników rywali, podatność na szybkie kontry i całkowity brak reakcji po stracie bramek – to problemy systemowe, które trener nie potrafi rozwiązać od tygodni. Zmiany taktyczne, takie jak przesunięcie Tobiasza Kubika z pozycji ofensywnego pomocnika na wahadłowego po wejściu Mamiego Sanyanga, nie przynoszą oczekiwanych efektów. Drużyna wygląda na zagubioną i pozbawioną pomysłu na grę.
Najbardziej niepokojący jest brak mentalnej odporności. Zespół, który marzy o awansie, nie może się załamywać po stracie wyrównującej bramki. ŁKS Łódź pokazał w tym meczu, jak powinna wyglądać reakcja dojrzałego zespołu – po golu Tecława łodzianie błyskawicznie odpowiedzieli i przejęli kontrolę nad spotkaniem. GKS Tychy natomiast po samobójczym golu Kaiblingera całkowicie się rozsypał, nie pokazując ani charakteru, ani woli walki.
Bramki: 1:0 Toma (41′), 1:1 Tecław (64′), 2:1 Keiblinger (67′ – samobójcza), 3:1 Löffelsend (71′).
ŁKS: Bobek – Löffelsend, Rudol, Craciun, Fałowski, Norlin – Ernst, Wysokiński (85′ Kupczak), Mokrzycki – Toma (85′ Krykun), Piasecki (57′ Lewandowski).
GKS: Wechsel – Keiblinger, Lipkowski, Tecław, Głogowski, Błachewicz (69′ Sanyang) – Stangret (46′ Kądzior), Kalemba (79′ Szpakowski), Bieroński (79′ Makowski), Kubik – Wełniak (69′ Rumin).
Żółte kartki: Norlin – Kubik.
